Kiedy dłuto przestaje słuchać: twórcze kryzysy rzeźbiarzy
Drewno ma swoje kaprysy – czasem pęka wbrew woli artysty, innym razem sugestywnie narzuca kierunek pracy. Ale co, gdy to nie materiał stawia opór, lecz własna głowa? Wielu rzeźbiarzy zna ten moment, gdy narzędzia leżą nieruszone, a przed oczami migają jedynie puste szkice. Niektórym udaje się jednak przekuć tę niemocy w coś wyjątkowego, czasem wręcz rewolucyjnego dla ich dalszej twórczości.
Weźmy przypadek Stanisława Burka, który po latach pracy nad tradycyjnymi świątkami ludowymi nagle stanął w miejscu. Przez trzy miesiące nie tknąłem żadnego kawałka lipy – wspomina. – Aż pewnej nocy wpadłem na pomysł, by zamiast kolejnej Chrystusowej głowy, wyrzeźbić… swój własny strach. Powstała wówczas seria abstrakcyjnych Demonów bezsennych, która otworzyła mu drogę do współpracy z nowojorską galerią.
Materiał jako lekarstwo: nieoczywiste wybory
Gdy tradycyjne metody zawodzą, niektórzy rzeźbiarze znajdują ukojenie w radykalnej zmianie materiału. Katarzyna Woźniak, specjalizująca się dotąd w drobiazgowych miniaturach z hebanu, podczas kryzysu sięgnęła po gnijące drewno znalezione nad Wisłą. Ta miękką, rozpadająca się materia wymusiła na mnie zupełnie nowe podejście – mówi. – Zamiast precyzyjnych cięć, musiałam współpracować z naturalnym procesem rozkładu. Efekt? Instalacja Pamięć kory nagrodzona na Biennale Drewna we Wrocławiu.
Ciekawym przypadkiem jest też Marek Lasek, który w okresie twórczego zastoju zaczął eksperymentować z… woskiem pszczelim. Choć nietrwały, materiał ten pozwolił mu na błyskawiczne korygowanie form, co przełamało perfekcjonizm paraliżujący jego wcześniejsze projekty. W końcu mogłem robić błędy i je poprawiać, zamiast obsesyjnie planować każdy milimetr – przyznaje. Te woskowe studia stały się później podstawą dla jego monumentalnych drewnianych realizacji.
Technika jako terapia: gdy ręce wiedzą lepiej
Dla części artystów wyjściem z impasu okazuje się powrót do podstaw – ale w nieoczekiwanej formie. Tak było w przypadku Joanny Rudnickiej, która porzuciła elektryczne frezarki na rzecz prymitywnych narzędzi własnej roboty. Wycięłam sobie dłuto z fragmentu starej widły – śmieje się. – Nagle poczułam tę bezpośrednią łączność z materiałem, jaką miałam na studiach. Jej Tryptyk widłowy stał się ironicznym komentarzem do współczesnego zafascynowania technologią w sztuce.
Inna strategia to celowe ograniczenia. Piotr Dąb Dębski podczas miesięcznego pobytu w leśnej chacie postanowił tworzyć wyłącznie przy użyciu jednego noża i materiału znalezionego w promieniu 500 metrów od domku. Te ograniczenia paradoksalnie dały mi wolność – mówi. – Zamiast tysiąca możliwości, miałem kilka jasnych zasad. Powstała wtedy seria Leśne abecadło pokazywana później w całej Europie.
Tematy, które leczą: od osobistych demonów do uniwersalnych opowieści
Niektórzy rzeźbiarze znajdują wyjście z twórczego marazmu, sięgając po tematy dotąd uważane za zbyt osobiste lub banalne. Tak było z Martą Kołak, która po śmierci matki nie mogła wrócić do pracy nad zaplanowaną wystawą. W końcu pozwoliłam sobie na żałobę poprzez drewno – opowiada. – Zaczęłam rzeźbić przedmioty z jej kuchni: tłuczek do ziemniaków, drewnianą łyżkę…. Ta prywatna archeologia przerodziła się w poruszający cykl Pamiątki codzienności.
Z kolei Jan Kowalewski-Wschód przełamał impas przez… politykę. Zawsze uważałem, że sztuka powinna być uniwersalna, ponad podziałami. Aż w pewnym momencie zrozumiałem, że moja apolityczność to też polityczna decyzja. Jego kontrowersyjna Chrystofobia – drewniana rzeźba inspirowana kościelnymi skandalami – wywołała burzę, ale też otworzyła nowy rozdział w jego twórczości.
Przełamywanie rutyny: rytuały i przypadki
Czasem pomocne okazują się drobne zmiany codziennych nawyków. Agnieszka Bielawa zaczęła pracować o innej porze dnia niż zwykle: Okazało się, że moje najlepsze pomysły przychodzą nie rano, jak myślałam przez lata, ale późnym wieczorem. Jej Nokturny w drewnie – tworzone wyłącznie między 22 a północą – zdobyły uznanie krytyków.
Inni znajdują inspirację w celowym wprowadzaniu elementu przypadku. Bartosz Dąb Dębicki podczas twórczego zastoju zaczął wybierać tematy rzeźb poprzez losowanie słów ze starego słownika. Wylosowałem 'przepiórka’ i 'nostalgia’ – wspomina. – Połączenie tych słów dało początek mojej najlepszej serii. Jego Ptasie elegie do dziś uchodzą za przełom w polskiej rzeźbie animalistycznej.
Może więc w twórczym kryzysie nie chodzi o to, by go przeczekać, ale by pozwolić mu nas przemeblować? Jak mówi stara rzeźbiarska maksyma: czasem trzeba zgubić znaną ścieżkę, by odkryć nowy ląd. A drewno – choć pozornie nieme – często podpowiada najlepsze rozwiązania, jeśli tylko damy mu szansę.